Wychodzi na to, że mam szczególny pociąg do krat ostatnio. A to przypadek. Dary losu. Kolejna spódnica, kolejna w kratkę. Szyta przez panią krawcową jakieś dwie dekady temu, chyba. Minipłaszcz ma rok-dwa więcej niż ten blog, czyli oscyluje około dekady. Jest prezentem od kogoś, kogo już nie mam. Jest niewyrzucalny.
Czapka i kominootulacz udziergałam na okrągło, bez zszywania. Błękitny lejbach sweterkowaty to mój hand made dwulatek, po drodze trochę przerobiony, był w TYM poście.
Pociąg też się znalazł. Do czego, do kogo, do komu czemu, do kogo co... Odjedzie z toru drugiego przy peronie pierwszym. Lub na odwrót. I nie wiadomo kiedy. Można wsiąść. Może się zajedzie do Hollywood. Albo do bylejakiego, nie dbając o bagaż, nie dbając o bilet.
Pociąg do Hollywood
Polecam choćby ze względu na tekst.
Kolaboranci to jedna z moich ulubionych kapel z lat buntowniczej młodości: